28 lip 2019

Czarny kot i czerwona wstążeczka czyli przesądy



Nie jestem przesądna i wiele osób jest przerażonych jak stawiam torebkę na podłodze albo przy powitaniu krzyczą - "nie przez próg ! ".

Przesądy odziedziczyliśmy po kulturach pogańskich. Przekazywane przez pokolenia jedne wpisujemy do zwyczajów jak pusty talerz przy wigilijnym stole, inne traktujemy jako symbole np. czterolistną koniczynkę czy podkowę a na niektóre jak zabicie pająka już nie zwracamy uwagi.

Do naszych rodzimych przesądów się przyzwyczailiśmy, za to te z innych krajów wydają nam się śmieszne jak  mówienie w Wielkiej Brytanii " królik, królik" w pierwszy dzień miesiąca, aby mieć szczęście albo zakaz żucia gumy po zmierzchu w Turcji, bo zmienia się ona w duszę zmarłego...W Portugalii nie chodzi się tyłem a w Rosji nie stawia pustych butelek na podłodze.

Kobiety w Rwandzie nie jedzą koziego mięsa, bo im wyrosną włosy na twarzy...ten przesąd pewnie wymyślili mężczyźni aby mieć więcej mięsa dla siebie.

W Indiach nie obcina się paznokci w nocy i tu jest racja bo można się skaleczyć po ciemku.

Biedne są w tym względzie kobiety w ciąży.  Najbardziej rozbawiło mnie, że gdy dziecko miało inny kolor skóry to znaczyło, że kobieta się "zapatrzyła"  w tę osobę, dlatego nie wolno było patrzeć na  osoby o innym kolorze skóry. Albo jeśli ktoś marzył o dziecku, najlepiej jak usiadł na miejscu ciężarnej....Do dziś dotknięcie brzucha ciężarnej przynosi szczęście a kobiety wieszają na ścianie obrazki ładnych dzieci aby patrząc na nie  zagwarantować urodę swojemu dziecku. Ciężarna nie może farbować włosów bo dziecko będzie rude, nie obcinać włosów bo będzie miało krótki rozum, nie siadać po turecku bo krzywe nogi, nie powinna pić wody bo dziecko będzie miało wodogłowie...

Ogrom jest przesądów związanych ze ślubem, w tym słynny u nas ślub w miesiącu z literką R 
Litera R symbolizuje rodzinę i ma zapewnić wielką i szczęśliwą miłość. Rzekomo zawarcie małżeństwa jest zależne od jednej litery. Skąd takie założenie? Przyszło to z Hiszpanii  gdzie latem jest za gorąco na wesela i było dużo roboty w polu. Dlatego mayo, julio, junio, agosto w Hiszpanii były bez ślubów.

O niektórych  przesądach ślubnych  już zapomnieliśmy jak to, że z róż w ślubnej wiązance trzeba wcześniej usunąć kolce albo że koszulę dla pana młodego powinna kupić jego przyszła żona, natomiast narzeczony powinien zapłacić za buty wybranki. Ale jeszcze żyje przesąd, że pan młody nie może przed ślubem oglądać przyszłej żony w ślubnej sukni oraz ten, że idąc do ołtarza przyszła żona powinna mieć na sobie coś białego, symbolizującego czystość i wierność, coś używanego, aby zapewnić sobie wsparcie bliskich i coś pożyczonego, jako gwarancję dobrych stosunków z teściami. Coś niebieskiego zagwarantować ma wierność męża i potomstwo. 

Zostawianie pustego talerza na stole wigilijnym to zwyczaj wynikający z przesądu przed nieparzystą liczbą osób. Bali się  pomniejszenie rodziny czyli śmierci bliskiego  i  dostawiali parzysty talerz. Wokół stołu siadano wg starszeństwa, aby po kolei żegnać się ze światem. Nie wiadomo skąd przesąd noszenia łuski od karpia w portfelu, mającej przynieść bogactwo skoro karp na Wigilię nie jest żadną tradycją tylko pochodzi z czasów " komuny".

Czarny kot

Koty od czasów starożytnych były uważane za stworzenia związane ze złymi siłami. Noc była kojarzona ze złymi demonami, a koty, które polują w nocy i widzą w ciemności szybko stały się pierwszymi podejrzanymi o związki z szatanem. Również zła sława czarnych kotów pochodzi  z dawnych wierzeń w czarownice. To właśnie te stworzenia, miały być  towarzyszami złej wiedźmy.

Przechodzenie pod drabiną

Przechodzenie pod drabiną przynosiło wiele nieszczęścia. Wierzono, że każdy człowiek ma na głowie dobrego ducha, który może spaść i nas opuścić, kiedy zahaczy o drabinę...  W starożytności wierzono w magiczną siłę geometrii. Rozłożona drabina tworzy trójkąt między niebem a ziemią, którego według wierzeń nie można zakłócić.  Kolejna teoria mówi o tym, że strach wynikający z przechodzenia pod drabiną, może wynikać z jej podobieństwa do szubienicy. Jeszcze inna  teza mówi, że więźniowie którzy byli skazani na śmierć musieli wchodzić po drabinie na szubienicę. Przejście pod drabiną, tuż obok tych dusz, oznaczało proszenie się o najgorsze kłopoty. 

Czerwona wstążka

Wcale nie tak rzadko można się jeszcze dziś spotkać ze zwyczajem wieszania przy dziecięcych łóżeczkach lub wózkach czerwonej kokardki albo medalika czy krzyżyka na czerwonej wstążeczce. Czyni się to w celu odegnania złych mocy, które mogłyby zauroczyć dziecko. Takie "Panu Bogu świeczkę a diabłu ogarek". Skąd wziął się ten przesąd?  Już w starożytności Rzymianie stosowali czerwony jako znak ochronny. Jednak na Filipinach uważa się, że kolor czerwony przyciąga błyskawicę...

Wracanie z obranej drogi

Pokutuje przesąd, który mówi o tym, że kiedy gdzieś się idzie, nie wolno zawrócić. Przecina się w ten sposób magiczny krąg życia. Jeśli chcesz zawrócić, musisz się najpierw zatrzymać, usiąść i odczekać chwilę, aż magiczny krąż życia się domknie...cokolwiek to znaczy.

Witanie się przez próg

Pradawni Słowianie wierzyli, że próg oddziela zło będące na zewnątrz od wnętrza domu. Uścisk dłoni przez próg niósł za sobą ryzyko wpuszczenia tego zła do domu.

7 lat nieszczęścia po zbitym lustrze

Przesąd ten wziął się z początków naszej ery, kiedy to wymyślono szklane lustro. Jego cena była niewyobrażalnie wysoka, dlatego zbicie takiego lustra faktycznie mogło oznaczać kilka lat nieszczęścia związanego z odpracowywaniem tak drogiego przedmiotu. W tych czasach wierzono, że odbity w lustrze wizerunek człowieka, zawiera w sobie część jego duszy. Skąd wzięło się siedem lat nieszczęść? Rzymianie wierzyli w siedmioletni cykl ludzkiej egzystencji. Po tym czasie następowała odnowa ciała i zwiększenie witalności. 

 Rozbijanie butelek 

Ale już rozbijanie szkła przynosi szczęście. Ponoć hałas powstający przy rozbiciu szkła odpędzał  złe duchy. Na weselu mamy zwyczaj rozbijania kieliszków. Rozbijanie szkła występuje także w innych sytuacjach, np. gdy „chrzczone” są statki, rozbija się butelkę szampana. 

Piątek 13

Z kolei pechowy piątek trzynastego  może pochodzić od systemu liczbowego starożytnej Babilonii, gdzie opierano się na liczbie 12 (tyle było miesięcy, znaków zodiaku i godzin dnia oraz nocy). Kolejna po dwunastce liczba powodowała więc, że porządek zostawał zaburzony, pojawiał się chaos i nieszczęście.  Król Filip IV Piękny, w 1307 roku, w piątek 13. spalił na stosie 54 członków zakony templariuszy we Francji. Wśród członków zakonu znalazł się mistrz, który przeklął Króla i papieża. Obaj rok później zmarli co ponoć miało potwierdzać pech.

Odpukać w niemalowane drewno 

Pukano w drzewa bo tam mieszkały dobre duchy. Przodkowie też pukali w wieko trumny, aby odstraszyć diabła czekającego na ludzką duszę. Skoro już mowa o diable – podczas pogrzebów zwykł on siadać na grobowych deskach. Żeby go odstraszyć i ochronić duszę zmarłego, należało w nie stukać. Podobno stworzenie po tym prostym zabiegu uciekało. W późniejszych czasach zaczęto „odpukiwać” w każde niemalowane drewno na wypadek, gdyby diabeł podsłuchiwał, o czym właśnie mówiliśmy i chciał zepsuć nasze plany.  

Łapanie się za guzik na widok kominiarza

Przesąd ten pochodzi z czasów, kiedy to kominiarz miał wpływ na to, czy w naszym domu będzie ciepło. Ogrzanie domu zależało bowiem od czystości komina. Mniej więcej w tym samym okresie guzik stał się swoistym amuletem. Dlatego łapiąc za niego nasze życzenia miały się spełnić.

Podkowa 

Podkowa bardzo często utożsamiana jest jako symbol szczęścia. Zwykle jest zawieszana nad drzwiami domu, co ma zapewnić pomyślność jego mieszkańcom. Być może wynika to z faktu, iż została wykonana z żelaza. W dawnych czasach, żelazo uznawano za metal o wielkiej mocy, który posiada właściwości odstraszające złe duchy. Wierzono, że demony i wiedźmy boją się żelaza.  A może dlatego, że podkowa  ma siedem dziurek (a siódemka to przecież szczęśliwa liczba).

Splunięcie trzy razy przez lewe ramię zostało po Starożytnych Rzymianach, którzy wierzyli, że ślina ma niezwykłą moc. Spluwali więc, jako symbol czci, oddawanej bóstwom - np. przed pojedynkiem.

Czterolistna koniczyna 

Biorąc pod uwagę fakt, że znalezienie koniczyny z 4 płatkami to szansa 1 na 1000, faktycznie każdego znalazcę można nazwać w tym wypadku szczęściarzem. Wierzenie w szczęście wynikające ze znalezienia 4 płatkowej rośliny wywodzi się z celtyckich wierzeń – druidzi wierzyli, że czterolistna koniczyna uchroni ich przed złem. W czasach chrześcijańskich powiązano 4 listki koniczyny z 4 ewangeliami a inni wierzyli, że cztery listki tej roślinki symbolizują cztery żywioły, cztery strony świata i cztery pory roku – czyli magiczną czwórkę. 

Rozsypana sól

Mówi się również, że gdy rozsypie się sól, spowoduje to kłótnie w rodzinie. Być może przesąd ten wynika z faktu, iż dawniej sól była towarem luksusowym i bardzo drogim. Uważano więc, że jeśli ktoś rozsypał sól, jest to na pewno winą złych duchów, chcących doprowadzić do sporu w rodzinie. 

wstawanie lewą nogą

Tego, któremu się to przydarzy, czeka wyjątkowo zły dzień – będzie mu towarzyszył zły humor, wszystko go będzie denerwować, nic mu się nie będzie udawać. Prawdopodobnie ten przesąd wynika z faktu, że w wielu kulturach lewa strona uważana jest za gorszą niż prawa. Przykładowo w świecie islamu uważa się, że lewą ręką wykonuje się czynności nieczyste. Chrześcijanie wierzą natomiast, że prawa strona jest stroną raju i zbawionych (oni właśnie zasiądą po prawicy Boga podczas Sądu Ostatecznego), a lewa – piekła i potępionych.

zabicie pająka

Ma przynosić pecha albo nawet nieszczęście. Według innych wierzeń zabicie pająka grozi niepogodą. Przypuszczalnie te przesądy wzięły się stąd, iż pająki uważano za pożyteczne stworzenia. Nasi przodkowie ich sieci przykładali na rany, by zatamować krwotok. Dawniej nosiło się też martwego pająka w woreczku na szyi – na szczęście.

stawianie butów na stole

W dawnych czasach, postawienie czyiś butów na stole było sposobem, aby powiadomić rodzinę, że ta osoba zmarła. Według jednych stawianie butów na stole przynosi pecha, inni uważają, że to zwiastuje kłótnię. Mówi się też, że właściciel tychże butów zbankrutuje, a w domu, w którym buty stoją na stole, zabraknie jedzenia. Tak czy inaczej – nic dobrego z tego nie będzie. 

zobaczenie zakonnicy 

Tego, kto zobaczy zakonnicę poza klasztorem, niechybnie spotka pech. Podobnie jak inne przesądy, tak i ten pochodzi z dawnych czasów. Otóż do połowy ubiegłego stulecia jako pielęgniarki pracowały przede wszystkim zakonnice. Jeśli więc ktoś zobaczył siostrę na ulicy, to mógł sądzić, że w którymś z pobliskich domów znajduje się ciężko chora osoba. Dlatego właśnie spotkanie zakonnicy uważano za zły znak – że ktoś w najbliższym otoczeniu zachoruje lub umrze.

znalezienie monety

Gdy zobaczysz monetę na chodniku, podnosisz ją, chuchasz i wkładasz do portfela? Wiele osób tak robi, wierząc, że to przyniesie im powodzenie oraz pomnoży zawartość portfela. Źródła tego przesądu należy szukać w dawnych wierzeniach, zgodnie z którymi uważano metal za dar zesłany przez bogów.  Przy okazji warto tu również wspomnieć o zwyczaju chuchania na znalezione pieniądze. Ci, którzy to robią, przekonują, iż ta czynność powoduje „przyciągnięcie” kolejnych pieniędzy. Przypuszczalnie do rozpowszechnienia tego zwyczaju przyczynili się w dawnych czasach kupcy, którzy chuchali na zarobek, gdy udało im się dobić targu. 

królicza łapka

Ona również ponoć przynosi szczęście, jest bowiem uważana za amulet mający moc odpierania złych mocy. To przesąd bardzo, bardzo stary. Pierwsze doniesienia o mocy króliczej łapki pojawiają się już 600 roku przed naszą erą, a wywodzą się z kultury plemion celtyckich. Wierzono wówczas, że młody chłopak – chcąc stać się dorosłym mężczyzną, myśliwym i pełnoprawnym członkiem klanu – musi przejść inicjację. A polegała ona na upolowaniu królika. Jeśli to się chłopcu udało, wręczano mu łapkę zwierzęcia podczas ceremonii – na znak, że stał się mężczyzną.

 Zakończę ten post wdepnięciem w kupę co ma nam przynieść szczęście i racja bo po takim czymś nic gorszego nas już nie spotka...




27 lip 2019

Szlakiem po zielonej wyspie - Irlandia



Killarney - magiczne miejsce, które zauroczyło mnie  w tegoroczne wakacje. To takie irlandzkie Zakopane,  otoczone górami z najwyższym szczytem w Irlandii. Nazwa z irlandzkiego  Cill Áirne czyli kościół z tarniny. Miasto otoczone jest Parkiem Narodowym Killarney z trzema jeziorami i dlatego na każdym kroku są tu niesamowite widoki. Z tego powodu inaczej niż zwykle umieszczę zdjęcia  tych cudów natury  nie na końcu lecz na początku.








Dwie i pół godziny lotu z Ławicy w Poznaniu do Cork, potem przejazd do Killarney i podróż zamyka się w 5,5 godziny od drzwi do drzwi mieszkania. 


Miasteczko jest piękne, ukwiecone i bardzo zadbane. Obowiązkowy punkt wszystkich wycieczek po Irlandii. Jest wypadowym miejscem na szlaki górskie, wycieczki po półwyspach i nad Atlantyk.

    Sklepiki  przy głównych ulicach mają różnokolorowe, rzeźbione drewniane witryny, których u nas już nie zobaczymy.

Starsze domy zbudowane z kamienia.


Park zachwyca bylinowymi rabatami i ogromnymi, starymi drzewami. Zieleń w Irlandii jest  wyjątkowo soczysta i wyrośnięta.

Spodobało mi się to drzewo, nazwałam je "drzewem tańczącym".


    Tu w parku można wypić kawę i popatrzeć na katedrę, widok poniżej.


Neogotycka katedra Najświętszej Maryi Panny jest najokazalszym zabytkiem miasta.. Świątynia ta wzniesiona została w latach 1842-1912. Podczas budowy, gdy w Irlandii panował Wielki Głód (1845-1849) w murach kościoła funkcjonował przytułek, a na przyległym terenie chowano zmarłych. Dziś w tym miejscu rośnie olbrzymie drzewo widoczne na zdjęciu po lewej.


 Kamienne, surowe i wysokie  wnętrze świątyni robi niesamowite wrażenie.


To kościół Franciszkanów i hortensje, które tu kwitną różnokolorowo w całym mieście.


Nieopodal na wyspie  jest średniowieczny zamek Ross z końca XV wieku.  Był rodową siedzibą klanu O'Donoghue, obecnie udostępniony jest zwiedzającym. Zamek Ross był ostatnią twierdzą w Irlandii, która stawiała jeszcze opór Oliverowi Cromwellowi podczas jego krwawej kampanii w XVII wieku. W końcu jednak zamek przeszedł na własność korony angielskiej. W kolejnych wiekach zamek często zmieniał właścicieli, aż w 1979  stał się własnością Republiki Irlandii. 

Idąc dalej w głąb wyspy  dojdziemy do starego kopalnianego szybu miedzi, w którym woda jest zielona.


    Spacer wokół wyspy to seria niezapomnianych widoków na góry, jezioro i wyspy.



Drugą trasę najlepiej  przejechać rowerem. Kilka km od miasta na terenie Parku Narodowego są ruiny Muckross Abbey. Opactwo zostało wzniesione w 1448  jako klasztor Franciszkanów. Na przestrzeni wieków było wielokrotnie niszczone i odbudowywane. Tutejsi mnisi często padali ofiarą prześladowań.  Obecnie opuszczony budynek opactwa jest w znaczniej części pozbawiony dachu, poza tym jednak dość dobrze zachowany. Wewnątrz murów warto znaleźć wewnętrzny dziedziniec z rosnącym tam olbrzymim drzewem cisowym.  Z tyłu stary cmentarz .



Kawałek dalej jest rezydencja Muckross (Muckross House) – XIX-wieczna posiadłość otoczona przecudnym parkiem.






Z tyłu budynku ażurowe metalowe schody przeciwpożarowe, specjalnie zrobione dla królowej Wiktorii, która spędziła tu 2 noce w czasie wizytacji włości a panicznie bała się pożaru.


   Wokół przepiękny park.




Jadąc w kierunku wodospadu Torc mijamy po drodze olbrzymie  drzewo - jałowiec - ma 700 lat.

    Jadąc dalej możemy odpocząć na plaży nad jeziorem w ciszy przerywanej tylko odgłosami natury.


    Wodospad Torc przy opadach zwiększa swoją masę wielokrotnie.

Dalej dobrze wybrać się samochodem. W połowie krętej, górskiej drogi jest tunel wykuty w skale.

 Nieliczni wiedzą, że z boku można wejść na górę tunelu a tam naszym oczom ukaże się taki oto widok.

Tą drogą dojedziemy do Ladies View - miejsce widokowe nazwane tak, ponieważ spodobało się ono dwórkom królowej Wiktorii w czasie jej podróży.

Trzeci szlak z przepięknymi widokami jest drugą stronę jeziora w Muckross.


   
    Jaskinia a właściwie przejście pod górą, było trochę strasznie...


  A na koniec trasy już w parku Muckross takie oto cudo...prześliczne !

Czwarty  szlak wiedzie w kierunku wysokich gór. Najpierw zatrzymamy się na Aghadoe.

180 stopni przepięknego widoku. Od Killarney w dolinie poprzez Zamek Ross  na wyspie do przełęczy Dunloe.

Gap of Dunloe - wijąca się droga pomiędzy dwoma pasmami skalistych  gór. Po drodze mijamy pięć jeziorek i pasące się swobodnie owce. Dolina ma długość 11 km  a widoki dech zapierają.




Zjeżdżając serpentynami w dół warto się zatrzymać na irlandzkie piwo albo obiad w 150 letnim domku, w którym jest Pub.
Piaty szlak zaprowadził mnie nad Atlantyk. Południowo - zachodnia część Irlandii ma kształt dłoni. Pięć półwyspów jak pięć palców. Na jednym z nich jest Inch. Tam pojechaliśmy na 5 km plażę nad Atlantykiem. I znów widok jak z bajki- góry schodzące do oceanu.

Na plażę można wjechać samochodem i rozłożyć się w jego pobliżu. To było takie inne niż u nas ale wygodne bez szukania parkingu i noszenia koców i toreb kilometrami.
Szósty szlak prowadził także nad Atlantyk ale w drugą stronę, za miastem Cork do  Cobh dawniej Queenstown. Nazwany tak po wizycie królowej Wiktorii. Był ostatnim portem Titanica w 1912.


Urocze domy schodzą schodkowo ku morzu. 

Nad miastem góruje katedra św. Colmana. Budowano ją 70 lat. Ma największy w Irlandii karylion z 49 dzwonów wygrywających melodie.



koronkowe wnętrze zachwyca.


Bilety do Muzeum Titanica są jak autentyczny bilet na statek. Jest tam imię i nazwisko pasażera i po wyjściu można sprawdzić czy przeżył tragedię i gdzie zamieszkał w Ameryce.


W muzeum Titanica - tak wyglądały kabiny 3 klasy.

Za muzeum autentyczne molo, z którego pasażerowie wsiadali na łódki dowożące ich do Titanica.


Stacja kolejowa - tutaj przyjeżdżali imigranci. W czasie Wielkiego Głodu wyjechało z Irlandii ok. 2,5 mln ludzi. Obecnie jest tu Muzeum Imigracji.


Na ulicach rosną palmy...

Stroma uliczka wpisana do 25 najbardziej stromych ulic na świecie. W tle szpiczaste domki nazywane " Talią kart".


W drodze powrotnej odwiedziliśmy urocze miejsce Ballymaloe House County Cork.
 Na terenie tej posiadłości mieści się najlepsza szkoła kucharska w Irlandii.


 Posiadłość z ciekawymi rzeźbami wokół.


 
                                                          CIEKAWOSTKI



Okna otwierają się na zewnątrz. To dlatego, aby wiejący tu często wiatr, dopychał je do framug. Wtedy okna są szczelniejsze. Tak jak my używamy w domach nawilżaczy , tutaj używa się dużych osuszaczy powietrza z powodu jego bardzo dużej wilgotności.


W domach i miejscach publicznych  są  2 krany do zimnej i do ciepłej wody osobno. Ponieważ najpierw była woda tylko zimna a potem dołączali  ciepłą. Od niedawna  mieszkańcy w nowych domach albo przy remontach zakładają już baterie gdzie woda się miesza. Co ciekawe w Irlandii nie płaci się za zużycie wody. Jest za darmo.











Nawet w nowych domach rury kanalizacyjne są na zewnątrz.


W barze panowie zamawiają pintę piwa a panie - szklaneczkę. Jak Irlandki pieką ciasto to używają funt masła, pintę mleka i kilka uncji mąki.





To stara bramka owcza. Człowiek przejdzie a owca się nie przeciśnie. Oczywiście w bok szedł płot.


Nieużywane budki telefoniczne przerobiono na miejsce dla defibrylatorów. Bardzo dobry pomysł.


Zadomowiły się tu gatunki z rejonu śródziemnomorskiego jak rododendrony, które trzeba usuwać bo wypierają rodzime gatunki i osiągają wysokość kilku metrów. W górach całe zbocza pokryte są rododendronami, musi to cudnie wyglądać wiosną kiedy kwitną.


Taka ładna stara skrzynka na listy w typowym dla Irlandii murze z kamienia.










                       


        Irlandia bez krów- niemożliwe

     ani bez kamiennych płotów i płotków



Dziękuję Oli - niezwykle ciepłej i uśmiechniętej osobie i Michałowi, człowiekowi - encyklopedii wiedzy nie tylko o Irlandii, za gościnę i przecudne, intensywne turystycznie wakacje, Uli za miłe towarzystwo oraz Adamowi i Julkowi - najlepszym przewodnikom rowerowych wycieczek po Killarney :)

           
                                                                        MAPKI

   Trasa do zamku Ross, do Muckross i do wodospadu Torc


     Plan Muckross


   Ta część Irlandii jest w kształcie dłoni z czterema palcami półwyspów a u góry jest kciuk.


Trasy wycieczkowe po półwyspie Dingle i Iveragh.